17 maja 2037
Gdzie te naboje? Gdzie one są!? O Jezu... gorączkowała się Anne gdy ktoś się dobijał do drzwi. Zaczynała popadać w histerię. Słyszała bicie własnego serca. Tak! Są! Zaczęła naładowywać strzelbę. Pobiegła do kuchni, otworzyła małe okno nad blatami i wyszła przez nie. Ostatnie co usłyszała to wrzaski wojskowych w jej domu. Przeskoczyła przez płot i pobiegła do lasu.
Ciągły strach, głód, lęk, stres, ból. Tak wyglądała ta wojna. Tu nie ma miejsca na słabości. Trzeba być silnym, inaczej się zginie. Anne doskonale o tym wiedziała. Po trzech latach wojny znała się na broni i walce jak nie jeden początkujący wojskowy. A to przecież dziewczyna. Do głowy by jej nie przyszło rozglądać za amunicją przed rozpoczęciem bitwy o śmierć i życie. Wojna zmienia każdego. Nie ma wyjątków. Nawet najbardziej silni psychicznie przeżywają kryzysy. To jest straszne.
Przebiegła kilka kilometrów. Biegła w rozwiązanych butach, ze strzelbą w ręku. Ciągle wpadała na gałęzie. Zaczepiła butem o korzeń. Upadła. Z piachem w ustach zaczęła się podnosić, ale pękła. Zaczęła płakać. Łzy kapały na ziemię, mech. Nigdy nie chciała wojny. Nie wie czym się do niej przyczyniła. Nie umie zabijać. A bez tej umiejętności są marne szanse na wygraną. Tu trzeba zabijać, by być żywym. Anne nauczyła się polować, jest cudownym strzelcom, ale do człowieka nie strzeli. Po każdym strzale do zwierzęcia, płacze. To nie jest zgodne z jej naturą.
Ciągłe łzy i szlochy. Nie jest żałosna. Jest słaba. Wojna ją wykańcza. Zapomniała co to jest śmiech. Od dawna nie była szczęśliwa.
Chyba mogę już wracać... Minęło już od napadu około 50 minut, poszli już sobie.
Wstała, zabezpieczyła broń i zaczęła iść w stronę swojego domu. Zapewne już ruiny.
Przeskoczyła przez płot. Wbiegła do domu. Wszystko było rozwalone. Każdy pokój splądrowany. Usiadła na krześle i popłakała się ponownie. Do domu weszła jej siostra.
- O Boże! Anne, wszystko z tobą w porządku!? - krzyknęła gdy ujrzała z korytarza salon. Wbiegła po schodach i pobiegła do pokoju Anne. Nie było jej tam. Pobiegła do biblioteki, pusto. Zbiegła do kuchni. Znalazła ją. Jasno zielona niegdyś piękna kuchnia, z białymi meblami była doszczętnie zniszczona. Nic nie było do użytku.
- Blair... Wszystko jest zniszczone... - przytuliła siostrę. Blair była starsza od Anne o dokładnie rok. Zostały same od śmierci matki. Zginęła z rąk wojska 18 grudnia 2036. Ich ojciec drugiego dnia wojny. Także z rąk Orslonów. Umarł ze strzelbą w rękach. Nie poznały ostatnich wól rodziców, ale i tak wszystko zostało zniszczone.
Blair była tak samo piękna jak Anne, ale ona to potrafiła uwydatnić. An całe życie się do niej porównywała. Czuła się gorsza. Jej piękne czarne, kręcone włosy, niebieskie oczy, blada karnacja wydawały się lepsze dla niej od własnych kasztanowych włosów i granatowych oczu. Ale ukrywała to za promiennym uśmiechem. Teraz już go nie widać. Stała się ponura i smutna.
- Wstawaj, przyniosłam jabłka. Będziemy mieszkać u Davida. Pozwoli nam na to chyba.
- U Davida...
- Tak, kochana. Chodź coś zjeść. - i zniknęła za ścianą.
Gdy wróciła miała pełny kosz pięknych jabłek.
- Skąd je wzięłaś? Nie ma już prawie jabłoni w okolicy! Jakie piękne! Od dawna nie widziałam jabłek...
- Od Jonatana. Miły jest bardzo. Zawsze nam pomaga. Oh, zdobył nową broń. Leć jutro ją obejrzeć, mała. Zapraszał cię. Bardzo chciał się pochwalić i może jedną ci da. Oj, to miała być tajemnica.
- Czemu się nie przejmujesz?
- Hmm?
- Tym wszystkim. Mieszkamy w ruinie! Blair, ty tego nie widzisz!? Każdy pokój zniszczony, książki pokradzione, spiżarnia opróżniona! Nie mamy już nic! Ty się z tym godzisz!? Ciągle chodzisz zadowolona, a mamy wojnę! Pieprzoną wojnę! Mama i tata nie żyją, a ty się uśmiechasz! Nie rozumiem cię! Nie wiem czemu cię to nie rusza! Powiedz mi, czemu!?
- An...
- An!? An!? Ty się lepiej naucz używać broni, bo twój uśmieszek podkurwi jakiegoś żółtka i będzie po tobie!
- Spokojnie już. Uspokój się. Rusza mnie to. Bardzo. Ale nie myślę o tym. Próbuję wracać myślami do wspomnień gdy uczyłam cię tańczyć, gdy chodziłyśmy z tatą na ryby...
Warknęła i wyszła. Zamknęła się w bibliotece i zaczęła rozwalać książki i regały. Jest na skraju wytrzymałości. Dłużej tak nie pociągnie. Potrzebuje spokoju, odstresowania. A co dostała? Napad. Wszystkiego jest za dużo jak na jej drobne barki.
Na początku dziękuję za odwiedziny i miły komentarz i mam nadzieję, że następne rozdziały również Ci się spodobają ;)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam Prolog i od razu się zaciekawiłam. III Wojna Światowa intrygujący temat wybrałaś. Rozdział 1 bardzo emocjonujący, współczuję obu siostrą, że muszą żyć w takich czasach i same sobie dawać radę z szalejącą wokoło wojną. Dobrze, że chociaż mają siebie nawzajem ;)
Pozdrawiam serdecznie, sekret-kruka
Przy wolnej chwili zaczynam czytać następne rozdziały.
UsuńDziękuję za miłe słowa. One bardzo motywują do pisania następnych rozdziałów. :)
Trzymaj się.
Cześć, tu Jill z Zaczarowane-Szablony.blogspot.com Złożyłaś zamówienie, ale nie dodałaś linku/buttonu szabloniarni. Jeżeli nie naprawisz tego w najbliższym czasie, twoje zamówienie zostanie anulowane. Pozdrawiam ciepło.
OdpowiedzUsuńHej. :)
OdpowiedzUsuńNa początek dziękuję za zaobserwowanie. No, a teraz do rzeczy. :)
Więc tak, szczerze powiedziawszy, przeczytawszy prolog trochę się skrzywiłam, bo spodobało mi się, jak piszesz, jednak nie bardzo podpasował mi temat- czasy III wojny światowej to raczej nie mój typ, jednak zobaczyłam, że rozdziały nie są długie i postanowiłam je jednak przeczytać. Miałam nadzieję, że przedstawisz to tak, iż pomimo niezbyt interesującej mnie tematyki opowiadanie mnie wciągnie.
Już w pierwszym akapicie tego rozdziału znalazłam trzy dość ostro rzucające się w oczy powtórzenia: "pobiegła", "są" i "zaczynała"/"zaczęła". Trzeba ich unikać, bo przeszkadzają w płynnym odbiorze tekstu. W drugim akapicie: "wojna". W trzecim "biegła".
Poczekaj, dobrze rozumiem, że dziewczyna "pękła"? Jak bańka mydlana? Raczej "coś w niej pękło". :)
"Nigdy nie chciała wojny. Nie wie czym się do niej przyczyniła." Dwa różne czasy.
"Zapewne [zostały z niego?] już ruiny."
I przyznam się, że nie wiem, o kim był ostatni akapit. Podejrzewam, że o Anne, ale jeżeli tak, pierwsze zdanie trzeba jakoś przekształcić, bo totalnie na to nie wskazuje, natomiast jeżeli o Blair, mylący jest z kolei ton, z jakim mówi , albo przynajmniej powinna mówić ostatnie słowa.
Chociaż nie, cofam swoje "oskarżenie". :P Przeczytałam drugi raz i stwierdzam, że to możliwe, żeby to jednak dotyczyło Blair, ale jeżeli tak, wydaje mi się, że przydałby się jakiś wykrzyknik w jej wypowiedzi.
Znalazłam jeszcze kilka powtórzeń, ale nie będę ich tu wypisywać. Jeżeli jesteś zainteresowana, napisz, to Ci je jeszcze raz wynajdę, przynajmniej się postaram. :P
I kwestia chyba najważniejsza: nie piszę tego, żeby Cię jakoś zdemotywować, czy wykazać Ci, że coś źle robisz, właśnie nie. Błędów wcale nie jest tak dużo, a podałam je, żebyś na następny raz wiedziała, na co uważać. Wiem z doświadczenia, że czasami takie "świeże spojrzenie" bardzo się przydaje i osobiście bardzo lubię, gdy ktoś mi owie konkretnie co i jak. Bardzo sobie to cenię.
Podoba mi się Twój styl. To, że stosujesz takie krótkie, nierozbudowane zdania by przedstawisz dynamikę sytuacji. Ogólnie to zaciekawiłaś mnie, podoba mi się. Mimo że po komentarzu może tego nie widać, bo wypisywałam Ci błędy, jestem zdecydowanie na TAK i zapewniam, że będę tu częściej zaglądać.
Z pozdrowieniami. :)
Mossi
P.S.: Mam nadzieję, że nie zabijesz mnie za ten komentarz. Jakby co, możesz na mnie krzyczeć, udzielam pozwolenia. :P
Naprawdę dziękuję za wypisanie moich błędów. Jestem początkująca i to się mi przyda. Fajnie, że wypisałaś to wszystko prosto z mostu, bo teraz widzę wszystkie błędy, które popełniłam (nawet te, o których nie pisałaś) i zapewne popełnię, ale teraz będzie lepiej.
UsuńPozdrawiam. :)